Oceń
Nauczanie przez internet to okazja dla hakerów, którzy włamują się do systemu. Nauczyciele muszą mieć rękę na pulsie i pilnować także uczniów, którzy w większości lepiej radzą sobie w wirtualnym świecie.
Chcesz być na bieżąco? Śledź Radio ZET - BIZNES na Facebooku
„Przekleństwa zamiast wykładu i seksfilmiki w miejsce wzorów. Włamania do wirtualnych klas to coraz większy problem”- pisze Dziennik Gazeta Prawna.
Dziennik opisuje lekcję w siódmej klasie szkoły podstawowej. Rozmowę nauczyciela a uczniami za pośrednictwem aplikacji Zoom nagle przerywają wrzaski, wyzwiska, a na koniec wszystkim uczestnikom konwersacji wyświetla się film pornograficzny. Wskazany przez dziennik przykład to jeden z wielu wypadków podczas e-lekcji.
Eksperci pytani o takie ataki hakerskie odpowiadają, że to działanie wyspecjalizowanych przestępców lub… znudzonych uczniów. Jak mówi dla "DGP" Maciej Jan Broniarz, ekspert w dziedzinie bezpieczeństwa IT, nauczyciele są tu na przegranej pozycji, gdyż uczniowie sprawniej poruszają się w wirtualnym świecie.
Kiedy e-lekcje zaczęły być obowiązkowe, ze strony Ministerstwa Edukacji padła komenda, że pedagodzy muszą sobie poradzić. Nie zadbano jednak o to, by ich przeszkolić z obsługi narzędzi, których będą używać
Gazeta wskazuje, że najczęściej to nauczyciele na własną rękę organizowali e-lekcje. Tylko w niektórych przypadkach o oprogramowanie z hasłem i loginem zadbała szkoła.
Dziennik dodaje, że nauczyciele byli ofiarą e-przemocy także przed epidemią, podczas tradycyjnych lekcji w szkole. Uczniowie już wcześniej zamieszczali w internecie kompromitujące nauczycieli – zwykle zmontowane - zdjęcia lub filmy.
RadioZET.pl/Dziennik Gazeta Prawna
Oceń artykuł
